Dzień jak co dzień.
Zakupy, obiad, spacer...
Idąc do sklepu zobaczyłyśmy jarzębinę i nie potrzebne były słowa, wiedziałam, że będzie radość.
Szybko zerwałam jeden "pęczek" i dałam Anielce.
Nie wiem czemu, ale wcześniej nie miała okazji poznać tych darów losu :)
Ileż radości może dać dziecku "pęczek" jarzębiny?
Oj wiele i to naprawdę wiele.
Rozdeptywanie jarzębiny może być tak zajmującym zajęciem, że dziecko zapomina o wszystkim, włącznie z informowaniem o potrzebach fizjologicznych. Ale czy to znaczy, że dziecku trzeba tego zabronić? Absolutnie nie. A powiem więcej warto pokazać dziecku inne możliwości. My np nabijałyśmy jarzębinę na patyczek. Takie zajęcie też wciąga. Układanie, liczenie, czy ozdabianie babek z piasku to tylko garstka możliwości.
U nas niestety na tych zastosowaniach się zakończyło, bo przyszły "koleanki" Anielki więc były ważniejsze sprawy i zajęcia.
Ale radość dziecka niezastąpiona. Niestety zdjęć nie za wiele bo matka gapa zapomniała, że ma aparat w torbie.
czwartek, 18 września 2014
wtorek, 2 września 2014
Niedziela w dresie
Niedziela w dresie, to jednak nie oznacza, że leniwie i w domu.
Miało być leniwie, jednak Anielka odpuściła sobie popołudniową drzemkę więc trzeba było korzystać z pogody, bo już nie długo nie będzie tak przyjemnie.
Najpierw obiadek u prababci, przebranie się w tytułowy dresik (a dokładniej spodnie dresowe) i spacer na Piknik stowarzyszeń :) Aniela liczyła na dmuchane zamki do zjeżdżania i trampoliny, ale niestety nie było i nasze dziecko było maksymalnie zawiedzione.
Małym wynagrodzeniem były maksi bańki mydlane i wata cukrowa (która bardziej robiła za brodę i wąsy niż do jedzenia). Chwila z ciocią i wujkiem oraz ich wielkim patrolem, do którego Aniela bała się wejść;) później trochę ganiania z nowo poznanym kolegą Jaśkiem i do babci.
Niestety pocałowaliśmy klamkę i tyle, mieliśmy jechać już do domu jednak Aniela protestowała więc pojechaliśmy na dożynki niedaleko naszego miasta.
Anielka jak tylko zobaczyła karuzele i dmuchane zjeżdżalnie od razu się ucieszyła, aż podskakiwała z radości. Balony, zabawki, stragany już nic nie było ważne.
Tatko kupił bilety i Aniela ruszyła na podbój dmuchanych atrakcji. Na dużą zjeżdżalnie musieliśmy chwilę poczekać bo było bardzo dużo dzieci, a nie chciałam żeby mi dziecko staranowali. Chwila cierpliwości i Aniela mogła swobodnie wchodzić i zjeżdżać bo była tylko 4 dzieci na cały "zamek".
Radość bezcenna, zmęczona ledwo stała na nogach, chwila rozmowy z szefem męża i ruszyliśmy do samochodu, bo dość daleko zaparkowaliśmy, a czarne chmury nadchodziły. Udało nam się spokojnie dojść do auta, w drodze do domu Aniela zasnęła więc wieczór był długi, bo już nie pamiętam kiedy moje dziecko poszło spać po godz. 20 :)
A co do dresów, rzadko Aniela chodzi w tego typu spodniach chociaż zdarza się, że wychodzi w dresach na plac zabaw. Te urzekły mnie od pierwszego wejrzenia;) Mimo, że są dość duże (bo nie było mniejszych) wywinięte nogawki i jest dobrze. Uwielbiam takie spodnie i ubrania na długi czas (bo później będzie mogła nosić jako takie do pół łydki i też będą fajnie wyglądały). Poza tym są mega wygodne, bo nie krępują ruchów i Anielka mogła swobodnie biegać i szaleć na dmuchańcach.
*przepraszam za jakość zdjęć niestety nie mieliśmy aparatu i wszystkie robione telefonem
Miało być leniwie, jednak Anielka odpuściła sobie popołudniową drzemkę więc trzeba było korzystać z pogody, bo już nie długo nie będzie tak przyjemnie.
Najpierw obiadek u prababci, przebranie się w tytułowy dresik (a dokładniej spodnie dresowe) i spacer na Piknik stowarzyszeń :) Aniela liczyła na dmuchane zamki do zjeżdżania i trampoliny, ale niestety nie było i nasze dziecko było maksymalnie zawiedzione.
Małym wynagrodzeniem były maksi bańki mydlane i wata cukrowa (która bardziej robiła za brodę i wąsy niż do jedzenia). Chwila z ciocią i wujkiem oraz ich wielkim patrolem, do którego Aniela bała się wejść;) później trochę ganiania z nowo poznanym kolegą Jaśkiem i do babci.
Niestety pocałowaliśmy klamkę i tyle, mieliśmy jechać już do domu jednak Aniela protestowała więc pojechaliśmy na dożynki niedaleko naszego miasta.
Anielka jak tylko zobaczyła karuzele i dmuchane zjeżdżalnie od razu się ucieszyła, aż podskakiwała z radości. Balony, zabawki, stragany już nic nie było ważne.
Tatko kupił bilety i Aniela ruszyła na podbój dmuchanych atrakcji. Na dużą zjeżdżalnie musieliśmy chwilę poczekać bo było bardzo dużo dzieci, a nie chciałam żeby mi dziecko staranowali. Chwila cierpliwości i Aniela mogła swobodnie wchodzić i zjeżdżać bo była tylko 4 dzieci na cały "zamek".
Radość bezcenna, zmęczona ledwo stała na nogach, chwila rozmowy z szefem męża i ruszyliśmy do samochodu, bo dość daleko zaparkowaliśmy, a czarne chmury nadchodziły. Udało nam się spokojnie dojść do auta, w drodze do domu Aniela zasnęła więc wieczór był długi, bo już nie pamiętam kiedy moje dziecko poszło spać po godz. 20 :)
A co do dresów, rzadko Aniela chodzi w tego typu spodniach chociaż zdarza się, że wychodzi w dresach na plac zabaw. Te urzekły mnie od pierwszego wejrzenia;) Mimo, że są dość duże (bo nie było mniejszych) wywinięte nogawki i jest dobrze. Uwielbiam takie spodnie i ubrania na długi czas (bo później będzie mogła nosić jako takie do pół łydki i też będą fajnie wyglądały). Poza tym są mega wygodne, bo nie krępują ruchów i Anielka mogła swobodnie biegać i szaleć na dmuchańcach.
*przepraszam za jakość zdjęć niestety nie mieliśmy aparatu i wszystkie robione telefonem
Subskrybuj:
Posty (Atom)