wtorek, 29 lipca 2014

Plac zabaw

Plac zabaw to nasz drugi dom.
Bywamy często, chociaż ostatnie upały trochę nam to uniemożliwiają.
Chodzimy na plac za naszym blokiem. Znamy ten plac jak własną kieszeń.
Aniela ma tu swoich towarzyszy zabaw. Wie gdzie jak wejść, gdzie da sobie radę sama, a gdzie potrzebuje mojej pomocy.
Ja jestem spokojna, bo wiem, że moje dziecko jest w znanym dla nas miejscu i czuje się bezpieczna. A ja mogę porozmawiać z innymi mamami cały czas mając na oku swoją pociechę.
Plac nie jest rozproszony, wszystko jest "w kupie", ogrodzony małym płotkiem, na całym placu jest piach więc nie ma obawy o zdarte kolana.
W tym roku Aniela jest samodzielna na placu zabaw, nie potrzebuje moje pomocy przy większości zabawek. Ja jej tego nie bronię, bo wiem, że da radę. A nie chce robić z niej małej życiowej nieporadnej istotki.  Na początku chodziłam za nią krok w krok, pomagałam, trzymałam, asekurowałam. Teraz Aniela jest samodzielna i nawet sama nie chce by jej pomagać. Chociaż czasami też bywają dni gdy chce by z nią chodzić wszędzie i wtedy spędzamy ten czas razem. Uważam, że jeśli daje sobie radę sama i chce bawić się ze swoimi rówieśnikami to nie ma sensu bym za nią chodziła. Ktoś powie, że puszczam dziecko samopas, a sama usiądę i plotkuję z innymi mamami zamiastt zająć się dzieckiem. Czas na wspólną zabawę mamy w domu lub poza placem zabaw, więc nie dam sobie wmówić, że trzeba chodzić za dzieckiem krok w krok.
Ok gdy dziecko jest mniejsze to jest to zrozumiałe, że nie puścimy dziecka samego.
Są na "naszym" placu dzieci w wieku Anielki które siedzą tylko w piaskownicy i rodzice tylko mówią, tu nie idź bo tu wysoko, tam nie idź bo są inne dzieci, tam nie idź bo to, bo tamto.
Wiadomo tłumaczę Anieli, że nie wolno podchodzić do karuzeli jak kręcą się inne dzieci, czy na zjeżdżalni trzeba czekać, aż inne dziecko zjedzie. Cały czas uważam by coś nie strzeliło jej do głowy i nie weszła pod huśtawkę na której ktoś jest.
Dajmy dzieciom trochę luzu i wolności niech poznają świat i pobawią się z innymi dziećmi.















poniedziałek, 21 lipca 2014

Sobota poza miastem!

W sobotę tatko miał wolne od pracy więc postanowiliśmy wybrać się do Gorzkowic do cioci.
Niestety nie mamy nigdzie bliżej rodzinki na wsi, ani żadnej działki. Nad czym bardzo ubolewam.
W tygodniu babcia kupiła Anielce basen w biedronce (za ok 18 zł).
Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanko i zaczęliśmy się pakować. Aniela od samego rana chciała już zakładać kostium, bo będzie pływać. Zabraliśmy wszystko co potrzebne i ruszyliśmy w drogę.
Gdy dojechaliśmy Anielka od razu zarządziła, że chce już basen więc z tatusiem dmuchaliśmy, nawet daliśmy radę bez pomocy pompki. Nalaliśmy wody, trochę zimna była więc trochę odczekaliśmy by się nagrzała od słońca, dodatkowo babcia zagrzała wodę w dużych garnkach i dolała, więc po chwili młoda już moczyła dupkę w basenie.
Anielka pluskała się w basenie pod okiem cioci/chrzestnej, a mama z tatą wzięli się za skrobanie drzwi od komórek i za malowanie. Chciałam opalić swoje białe nogi więc przywdziałam króciutkie spodnie (w mieście tego nie robię, bo wstyd:P) i bluzkę bez ramiączek. Oczywiście plecy i dekolt opaliły się i to nieźle, a nogi ... hmm... na lewej nodze mam placek czerwony z jednej strony, więc moje nogi nadal białe, póki co przyozdobione czerwoną plamą:)
W trakcie pluskania i malowania, wcinałyśmy z młodą malinki prosto z krzaczka. Aniela nie chciała nigdy jeść malin, a tu proszę sama zrywała i cyk do buźki. Na koniec mama z babcią wzięły się za zrywanie brzoskwiń. Teraz czekamy aż dojrzeją, bo są śliczne duże, ale jeszcze trochę twarde.
Aniela była bardzo szczęśliwa, bo w końcu mgła się popluskać w basenie, radość Miśki bezcenna. Lała wodę konewką, ćwiczyła szpagat w wodzie , robiła "klapen pupen", łowiła rybki :)
To jest atrakcja, a nie moczenie pupy w małym pontonie na mikro balkonie.
Mamy nadzieję na pogodę jeszcze i kolejny wyjazd. Następnym razem zabieramy jeszcze ze sobą zjeżdżalnię, którą Anielka dostała od dziadków na roczek. Frajda będzie jeszcze większa:)
Dzień zleciał szybko, młoda padła w drodze do domu i spała jakieś 2-3 godz




Niedziele spędziliśmy już bardziej leniwie, za to rodzinnie, bo odwiedziliśmy wszystkie babcie (dwie babcie i prababcie)

piątek, 11 lipca 2014

Łapię chwile ulotne jak ulotka

Ostatnie dni Anielka zrobiła się straszny przytulas.
Uwielbiam ją taką. Mała, bezbronna istotka wtulona w mamę lub tatę.
Zasypia przytulona do nas. I nie ważne, że pot leje się po czole bo taki ukrop w domu.
Ona wtulona od głowy po swe małe stópki w mamę albo w tatę. Ręka zarzucona na szyję rodzica i tak zasypia. A najlepiej żebyśmy zasypiali wszyscy razem wtuleni w siebie.
W ciągu dnia też przychodzi się przytulać. Do nas do babci, cioci, dziadka, wujka.
Jak nie kochać takiej małej istotki z tak wielkim sercem.
I serce rośnie jak słyszę jak mówi do wychodzącego taty do pracy "Paaaa Kochaaaam Ciemmm, buzi buzi buzi" i jeszcze każe się podnieść do okna i przez okno krzyczy "tatooo buzi buzi buziiii"

Momenty, których inni nie dostrzegają dla mnie są bardzo cenne.
Dla jednych błahe słowa, a ja widzę w nich radość mojego dziecka.
I gdy podczas deszczu nasłuchuje i mówi "kap kap kap", bo słyszy jak deszcz uderza o parapet to wiem, że dla niej jest to przeżycie, że ją to cieszy, ten mały dźwięk , niby zwykły, niby nic nie znaczący, a jednak to on przykuwa jej uwagę.

Radość moja gdy dziecko mówi, krótki wierszyk, którego razem się uczyłyśmy podczas zabawy przez ostatnie dni. Jedni pomyślą wariatka, a ja się cieszę bo moje małe dziecko robi takie postępy, jeszcze nie dawno kilka słów umiała i trudno było coś wyciągnąć,a teraz wierszy recytuje.

Wielka radość z puszczania baniek, zjeżdżania ze zjeżdżalni czy bujania się na huśtawce, której jeszcze nie tak dawno nie lubiła.
Chcę zapamiętać jak najwięcej tych chwil, tych ważnych i ważniejszych, tych małych i najmniejszych. Chcę cieszyć się z tego co cieszy moje dziecko, chcę tak jak ona zachwycać się małymi rzeczami.

Łapiemy chwile ... bo czas tak szybko ucieka



Przy okazji zapraszam was serdecznie do nas na fp AnieLove

środa, 9 lipca 2014

Mamusiu pozwól mi żyć!!

Dzisiaj moje serce na chwilę się zatrzymało, gdy zobaczyłam zdjęcie które wstawił mój znajomy na fb.

Miałam nie pisać na ten temat, ale jednak. Muszę to z siebie wyrzucić.
Chodzi mi o temat aborcji.

To jest zdjęcie które skłoniło mnie do napisania tego postu.
https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/t1.0-9/p600x600/10384824_10152523462438631_5343769250284313524_n.jpg


Odkąd pamiętam zawsze chciałam być mamą. Anielka jest dzieckiem nie do końca planowanym, ale bardzo kochanym. Ani minuty nie żałowałam, że tak się stało jak się stało.
Nie wyobrażam sobie sytuacji gdy zachodzę w ciążę i chce usunąć dzieciątko które rośnie, rozwija się pod moim sercem. Skoro się rozwija to chce żyć tak jak każdy z nas. Dla mnie nawet 5 tygodniowy groszek jest dzieckiem. Jest żywą istotą, chcącą żyć. 
Patrząc na to zdjęcie ciężko mi przełknąć nawet ślinę. Serce wariuje. Jak można skazać swoje dziecko na takie cierpienie. 
Rozumnie są różne sytuacje i staram się zrozumieć. Chociaż ciężko mi. Nie chcę nikogo oceniać. Każdy z nas ma swoje sumienie, swoje odczucia. 
Ale skoro dziecko jest owocem miłości dwojga ludzi i podczas ciąży okazuje się że dziecko jest chore, to starałabym się ze wszystkich sił by moje dziecko się urodziło i żyło jak najdłużej. Nawet jeśli by miały być to dni, tygodnie. 
Tłumaczenie, że rodzice chcą oszczędzić dziecku cierpienia jakoś do mnie nie docierają. Przecież przeprowadzając aborcję ranią i zadają dziecku jeszcze większe cierpienie. Jak można świadomie pozwolić na rozszarpanie własnego dziecka, to tak jakbyśmy wrzuciły nasze nowo narodzone dziecko lwom na pożarcie, one też by je rozszarpały.
Nie chcąc dziecka oddajmy je inny, jest wiele rodzin które nie mogą być rodzicami biologicznymi. Ten maleńki człowieczek też chce żyć, sami kiedyś byliśmy takimi groszkami. Dajmy innym spełnić swoje marzenia, nawet te najmniejsze, te by zobaczyć chodź przez chwilę ten świat.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

- Cześć mały!
- Cześć! Kim jesteś?
- Twoim aniołem stróżem.
- A przed kim będziesz mnie strzec? Przecież jestem bezpieczny tutaj i chcę tu zostać.
- Śmieszny jesteś. A jak tu będziesz żył?
- Dobrze! Tylko mama płacze codziennie…
- Nie martw się, mały, dorośli cały czas mają jakieś problemy. Śpij więcej, zbieraj siły, będą ci potrzebne.
- Widziałeś moją mamę? Jaka ona jest?
- Pewnie, przecież zawsze jestem blisko ciebie. Mama jest piękna i bardzo młoda.

- Cholerny brzuch! Wyglądam jak wieloryb! Butów nie mogę zawiązać, żeby to szlag trafił!
- Aniele, jesteś tu?
- Jestem.
- Mama dzisiaj bardzo się złości… Płacze od rana i kłóci się sama ze sobą…
- Nie zwracaj na to uwagi. Gotów zobaczyć jak jest na świecie?
- Chyba tak, ale bardzo się boję. A jak mama jeszcze bardziej się zdenerwuje, gdy mnie zobaczy?
- Coś ty! Na pewno się ucieszy! Jak można nie kochać takiego malucha jak ty?!
- Aniele, a jak tam jest? Poza brzuchem?
- Teraz mamy zimę, świat jest biały, a z nieba lecą miękkie białe płatki. Niedługo sam zobaczysz.
- Aniele, jestem gotów!
- No to w drogę, mały! Czekam na ciebie.
- Aniele, boję się!
- O cholera jak boli! Pomocy! Chyba rodzę! Cholerny ból!!!
Maluch przyszedł na świat szybko, bez pomocy, bez świadków. Pewnie bardzo się bał, że mamę będzie bolało.

Dobę później, wieczorem, na obrzeżach miasta, w pobliżu małego osiedla.
- Nie gniewaj się na mnie, synku. Czasy teraz takie… Sama sobie nie poradzę… Kto mnie z tobą zechce… Ja mam całe życie jeszcze przed sobą, a tobie jest wszystko jedno, po prostu zaśniesz i już…
- Aniele, a dokąd mama poszła?
- Nie wiem, nie martw się, zaraz wróci.
- Aniele, a czemu masz taki dziwny głos? Płaczesz? Aniele, proszę, powiedz mamie, że mi tu bardzo zimno!
- Nie, mały, nie płaczę, wydawało ci się, zaraz przyprowadzę twoją mamę! Tylko nie zasypiaj, płacz, płacz głośno!
- Nie mogę płakać, Aniele, bo mama kazała spać…

W tym samym czasie, w domu na małym osiedlu.
- Nie rozumiem! Dokąd ty się wybierasz?! Ciemno już, mróz! Gdzie cię niesie? Całkiem ci odbiło po tym szpitalu! Kochanie, tysiące par nie mogą mieć dzieci i jakoś sobie z tym radzą!
- Proszę cię, ubierz się i chodź ze mną.
- Dokąd?!
- Nie wiem dokąd, po prostu czuję, że muszę dokądś pójść. Zaufaj mi, proszę!
- Dobrze, ale po raz ostatni! Po raz ostatni się ciebie słucham!
Z domu wyszła para. Pierwsza szła kobieta, dość szybko. Za nią podążał mężczyzna.
- Kochanie, mam takie wrażenie, że wiesz dokąd idziesz.
- Nie uwierzysz, ale coś prowadzi mnie jak po sznurku… czuję, jakby ktoś ciągnął mnie za rękę…
- Przerażasz mnie! Obiecaj, że zadzwonimy do twojego lekarza! Musisz wziąć zwolnienie i odpocząć.
- Cicho! Słyszysz? Ktoś płacze…
- Jakby dziecko…
- Mały, płacz głośniej! Mama się zgubiła, ale zaraz cię znajdzie!
- Aniele, gdzie byłeś? Wołałem cię! Bardzo mi zimno!
- Byłem po twoją mamę. Jest już całkiem blisko.
- To rzeczywiście dziecko! Całkiem zmarznięte! Szybko, szybko, biegnij z nim do domu! Kochany, dziecko spadło nam z nieba!
- Aniele, moja mama ma inny głos…
- Przyzwyczaisz się, mały. To głos twojej prawdziwej Mamy
źródło internet(nie pamiętam strony)

Post pisany pod wpływem dużych emocji.



wtorek, 1 lipca 2014

Nawlekaj nie czekaj

Nawlekaj nie czekaj to gra edukacyjna przeznaczona dla dzieci 3+.
Gra zawiera 12 kulek, po 6 dla każdego gracza. 55 kart podzielonych na 5 poziomów trudności. Jedna mini klepsydra, żetony i dwa sznurki.

My póki co gramy na własnych zasadach, Aniela jeszcze nie potrafi tak szybko nawlekać by zmieścić się czasowo.
Grę Anielka dostała od nas na urodziny i od początku jej się spodobała, początkowo nie umiała nawlekać kulek na sznurek. Trochę ćwiczeń i się udało. Nawlekamy praktyczne codziennie.
Dzięki NAWLEKAJ NIE CZEKAJ uczymy się zręczności oraz kolorów (gdyż kulki są w różnych kolorach), a także uczymy się liczyć.




Nasze kolorowe kuleczki zabieramy również na spacery gdy jest ciepło i można posiedzieć na kocyku:)