Niedziela jak zawsze mija rodzinnie. Anielka pospała do 9 ale poleżeliśmy jeszcze troszkę pod kołderką. Cała trójeczka nasza i oglądaliśmy Troskliwe misie". Śniadanko smakowało lepiej niż w tygodniu, bo zrobione przez tatusia (jakoś tak mam, że jak ktoś zrobi to lepiej smakuje-chociaż nie wszystko)
Ubrani wszyscy cieplutko pojechaliśmy do dziadków. Młoda była podekscytowana, bo zanim weszliśmy do domu dziadków poszliśmy na górkę za blok. Ładnie siedziała więc zaczęliśmy od małej góreczki na próbę. Uśmiech jest czyli się podoba. Także pora na większą górkę.
Wczłapaliśmy się jakoś i jazda, radość jak nie wiem.
Mąż mówi "małe te sanki, myślałem że będziemy zjeżdżać z Anielą ale za małe"
mówię że to on jest duży a nie sanki małe.
Zdjęliśmy oparcie ze sanek i tatuś zjechał z córcią. Oj szczęśliwy był chyba bardziej niż dziecko. Musze się przyznać, że sama też dałam się namówić na jeden zjazd z Anielcią, czego nie robi się dla dziecka;)
Mimo, że długo nie byliśmy bo Anieluś chciała do babci to i tak była bardzo szczęśliwa i dumna, że ma sanki, i sama zjeżdża.
Obiadek u babci i dziadka zjedzony, godz. 14 a tu oczna coraz mniejsze i buzia zaczyna ziewać. Czas do domu na drzemkę (ciężko, żeby zasnęła poza domem).
Nie dotrzymała bidulka do domu i padła już w samochodzie, teraz śpi z tatusiem, a mamcia korzysta z chwili wolnego.
Wstaną moje szczęścia to jedziemy do drugich dziadków na troszkę.
Niestety trochę za szybko ten czas leci, za krótki dzień. Jutro już mąż do pracy i znowu do 17 będziemy same. Oby tylko nie było strasznych mrozów to damy radę;)
A to mój króliczek dzisiaj.
Pozdrawiamy Mama i Aja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz