środa, 12 marca 2014

Takie nasze życie ...

Wczorajszy dzień wyssał ze mnie wszelkie pokłady energii.
Ogólnie piękny słoneczny dzień, więc spacer jest oczywistością. Ale zanim wyjdziemy z domu trzeba się ogarnąć, na chwile włączam radio w telewizorze i co słyszę. Zamiast piosenek z listy słyszę strzelanie w korkach. Masakra co ja mam zrobić, na prądzie się znam tyle co mój mąż na robieniu paznokci akrylem, ale włażę na krzesło i wyłączam korki i idziemy na spacer. Pakuje mała do wózka i kolejny raz w moim kręgosłupie coś zmienia ustawienie. Ból chwilami nie do wytrzymania, ale to nie pierwszy raz więc "jestem przyzwyczajona" idziemy na spacer. Spacer oczywiście z małymi zakupami, po drodze wchodzimy do prababci, łapiemy się na obiad, później przyjeżdża mój tata i rzuca do Anieli "jedziesz do babci" Aniela jest po prostu w niebo wzięta i już się ubiera. Trochę się ucieszyłam bo wiadomo, że będąc u rodziców moja dziecko ma wiele ciekawszych zajęć niż w domu:) Niestety wizyta u dziadków łączy się z brakiem drzemki u Anieli. Od czasu do czasu mój kręgosłup przypomina o sobie. Dzwonie do masażysty i umawiam się na masaż, całe szczęście że termin ma wolny na jutro (czyli dzisiaj).
Do domu wracamy około godz  20, mała zasypia w samochodzie i nie rusza ją już nic, trochę się ucieszyłam, że tak wcześnie nasze dziecko już śpi. Pokręciłam się  trochę po mieszkaniu jednym okiem obejrzałam serial, mała śpi nic ją nie rusza więc idę się kąpać. Moją miłą kąpiel przerywa płacz Anieli, tata niestety w nocy się nie liczy, wyskakuje z wanny owijam się ręcznikiem, uspakajam mała (troche to trwało) ale wracam do wanny woda nawet jeszcze ciepła. Długo się nie nacieszyłam chwilą spokoju i relaksu. Kolejny raz wyskakuje z wanny i lecę do małej. Ciągle płacze i marudzi, w końcu pokazuje na butelkę z sokiem. Wlewam sok do szklanki Aniela wypija wszystko jednym duszkiem kończąc swoim słodkim "JUŚ", kładzie się i zasypia.
Uwielbiam te macierzyńskie atrakcje, bo kto inny jak nie matka wychodzi podczas kąpieli 3-4 razy z wanny.
Dzień się skończył, matka padnięta z bólem kręgosłupa kładzie się spać, w nocy Aniela dalej dba by mama nie zapomniała, że jest mamą i budzi mnie jeszcze 3 razy bo po prostu się poprzytulać.
Wyssana z energii jaką posiadałam, ale rano gdy widzę moje uśmiechnięte słoneczko to akumulatory ładują się same i jest siła by przeżyć kolejny dzień.

Nigdy nie uwierzę w opowieści że macierzyństwo jest usłane różami, że mama zawsze jest wypoczęta, szczęśliwa i ma siły na wszystko, że jej dziecko jest święte nigdy nie płacze. Ale to temat na oddzielny post.

Mimo wszystko jest dla kogo żyć i codziennie się uśmiechać. Dziś idę na masaż i mam nadzieje że będę jak nowo narodzona :) i sił będzie więcej na zabawy. A teraz czas na spacer bo słoneczko pięknie świeci.

2 komentarze:

  1. Też w to nigdy nie uwierzę. Miłego masażu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a sporo takich słodko pierdzących mamusiek. Dzięki masaż to było zbawienie dla mnie :)

      Usuń